poniedziałek, 9 stycznia 2017

POGROMCA LWÓW Camilla Läckberg


Camilla Läckberg nie należy może do czołówki moich ulubionych autorów, ale zawsze chętnie sięgam po jej kolejne książki gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Do nadrobienia pozostała mi ostatnia część sagi o mieszkańcach Fjällbaki, więc kiedy dzięki zaradności Świętego Mikołaja jeden z domowników znalazł ją pod choinką, skorzystałam z szansy i wzięłam się za lekturę.

W pewien styczniowy dzień z lasu wybiega półnaga nastolatka, wprost pod koła nadjeżdżającego samochodu. Zanim umrze w szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń, zostanie zidentyfikowana jako jedna z dziewcząt, które zaginęły bez śladu w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Podczas gdy śledztwo bez reszty pochłania Patricka Hedströma, jego żona Erika, usiłując pogodzić wychowanie trójki dzieci z karierą, zbiera materiał do nowej książki o popełnionej przed laty zbrodni, gdzie w dość niejasnych okolicznościach zamordowany został ojciec rodziny. Erika nawiązuje kontakt z jego odsiadującą wyrok w więzieniu żoną, jednak po przeanalizowaniu wszystkich dostępnych jej akt sprawy i wobec dziwnego zachowania kobiety dochodzi do wniosku, że wydarzenia mogły mieć jednak inny przebieg niż zostało to ustalone lata temu. Ponadto pojawia się pytanie, czy możliwe jest, aby porwania dziewcząt mogły mieć jakiś związek z owym tajemniczym morderstwem?

Czyta się to wyśmienicie. Atmosfera jest gęsta od podejrzeń, lista podejrzanych długa i chociaż rozwiązanie zagadkowych morderstw już gdzieś od połowy książki jest dość oczywiste, nie wpłynęło to w żaden sposób na moje wrażenia. Siłą powieści jest bowiem ukazanie przez Läckberg zła absolutnego, jego genezy i destrukcyjnego wpływu na wszystko, co stanie na jego drodze. To przestroga, że takie zło może przytrafić się ludziom dobrym, może przytrafić się niespodziewanie i człowiek w jego obliczu jest po prostu bezradny, szczególnie wtedy, gdy przybiera ono twarz osoby najbliższej. Trudno mi stwierdzić, jak "Pogromca lwów" wypada na tle pozostałych części, niestety, przerwa pomiędzy czytaniem zrobiła swoje, ale niezaprzeczalnie jest to dobra lektura na mroźne zimowe wieczory.


Pogromca lwów, Camilla Läckberg, wyd. Czarna Owca, 2015, tytuł org. Lejontämjaren, przekład: Inga Sawicka, 432 strony


niedziela, 1 stycznia 2017

Mój książkowy rok 2016


Na początek kilka liczb:
- 70 - tyle książek udało mi się przeczytać w roku minionym. Chociaż w poprzednich latach miewałam już lepsze wyniki, jestem całkiem zadowolona z roku 2016 pod względem czytelniczym. Z roku 2015 do 2016 wkroczyłam z książkowstrętem, przez który nie byłam nawet w stanie spojrzeć na książki (rozszalałe ciążowe hormony). Dopiero w drugiej połowie lutego wróciłam do świata czytających, szczęśliwie nadrabiając stracony czas, więc te siedemdziesiąt książek daje mi sporo satysfakcji.

- 41 - tyle książek polskich autorów przeczytałam. Więcej niż połowa - mój zdecydowany sukces w porównaniu z innymi latami, gdzie chętniej sięgałam po zagraniczną literaturę. Czuję, że jest to tendencja, która powinna utrzymać się w roku 2017, bo mam apetyt na więcej.

- 35 - przeczytane ebooki. Chociaż na półce mój księgozbiór sukcesywnie się powiększa, nie ukrywam, że czytnik jest bardzo wygodny w momencie, gdy trzeba opiekować się niemowlakiem. Długie godziny spędzone na karmieniu uprzyjemnia książka elektroniczna, sprawdza się ona również w momencie, gdy kładę się spać i nie chcę świecić przy dziecku lampką nocną. W nowym roku chciałabym jednak skupić się bardziej na analogach, bo mam tyle wspaniałych książek, które czekają na przeczytanie, aż się serce kraje, że jeszcze się za nie nie wzięłam.

A oto książki, które najbardziej zapadły mi w pamięć:

 
"Dostatek" Michael Crummey - cudowna opowieść o losach kilku pokoleń mieszkańców dwóch osad rybackich na wybrzeżu Nowej Fundlandii. Realizm magiczny w najpiękniejszym wydaniu.
"Czarny jak ja" John Howard Griffin i "Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość" Katarzyna Surmiak-Domańska -  dwa rewelacyjne reportaże podejmujące temat rasizmu, każdy z innej perspektywy, oba niesamowicie ważne dla zrozumienia tego problemu.


"Bestia" Magda Omilianowicz, "Smutek cinkciarza" Sylwia Chutnik, "Polska odwraca oczy" Justyna Kopińska  - trzy reportaże, a w przypadku książki Kopińskiej zbiór reportaży, po lekturze których człowiek ma ochotę wyłączyć radio, telewizor, zawinąć się w kocyk i nigdy już nie wychodzić z domu.


"Czerwony namiot" Anita Diamant - pochwała kobiecości osadzona na tle biblijnych wydarzeń.
"Jak pokochać centra handlowe" Natalia Fiedorczuk - macierzyństwo w wersji hard. Bez cukierkowatej otoczki, temat u mnie bardzo na czasie. Do polecenia dla każdej przyszłej i obecnej mamusi.
"Z mgły zrodzony" Brandon Sanderson -  klasyka już fantastyki; niesamowita wyprawa do zniewolonej, pokrytej ciemną mgłą krainy, gdzie grupa śmiałków planuje zuchwałą, wręcz nierealną do przeprowadzenia akcję obalenia ciemiężyciela, Ostatniego Imperatora.


"Głód" Martin Caparros - gigant reportażu o największej pladze współczesności. W świecie, gdzie jest nadprodukcja żywności, codziennie najwięcej ludzi umiera z głodu. Bolesna lektura.
"Mam na imię Lucy" Elizabeth Strout -piękna, subtelna, oszczędna w formie. Ciągle brak mi słów by ją opisać, ciągle siedzi mi w głowie.
"J jak jastrząb" Helen Macdonald - w obliczu nieoczekiwanej utraty ojca autorka postanawia spełnić swoje największe marzenie i bierze jastrzębia do ułożenia. Brzmi niepozornie, ale jest punktem wyjścia dla pięknej opowieści o dzikości, naturze ludzkiej i zwierzęcej, stracie i literaturze.


Oby rok 2017 przyniósł jeszcze więcej ciekawych lektur:) Hasło przewodnie na nowy rok: więcej książek!:)