Jules, główny bohater i narrator książki, jako dziecko traci rodziców w wyniku wypadku samochodowego i wraz z dwójką starszego rodzeństwa umieszczony zostaje w internacie. Tutaj drogi rodzeństwa, choć wcześniej dość bliskiego, rozchodzą się. Każde na swój sposób dochodzi do siebie po tragedii - brat Julesa, Marty zatapia się w nauce i planuje skupić się na rozwoju najnowszych technologii, siostra, Liz, jest tą najpopularniejszą dziewczyną, najgłośniejszą, najładniejszą, jej sposobem na ucieczkę od rzeczywistości są narkotyki, alkohol i przypadkowy seks. Natomiast Jules ze śmiałego i przebojowego chłopca zmienia się w żyjącego w swoim świecie marzyciela. Trzyma się na uboczu aż do dnia, kiedy w szkole poznaje Alvę, z która zostaje jego przyjaciółką, aczkolwiek to uczucie ze strony Julesa szybko zaczyna przeobrażać się w coś więcej...
Ciężko jest powiedzieć coś więcej na temat fabuły bez zdradzania dość istotnych wątków, które lepiej jest odkrywać samemu. Jakiego rodzaju książką jest więc "Koniec samotności"? Z pewnością nie jest to romans, czego ja się troszkę spodziewałam, zasugerowana okładką, aczkolwiek znajdziemy tutaj ogromne pokłady miłości. "Koniec" to bardzo spokojna, życiowa, mądra książka o utracie i jak się z nią pogodzić. Jak odzyskać nadwątlone więzy rodzinne, jak utrzymać przyjaźń, jak przeżyć po ich utracie, jaki w ogóle jest sens o nie walczyć - czy życie jako samotna wyspa ma w dalszej perspektywie pozytywne strony? Wreszcie, co najwięcej dla mnie znaczyło, to próba wytłumaczenia śmierci, oswojenia jej i życia z jej perspektywą. Na co dzień, wobec rutyny i natłoku obowiązków, pędząc wciąż za czymś, spiesząc się wszędzie, zapominamy o tym, jak krótkie i jak kruche jest nasze życie. W jednej chwili może okazać się, że ten miesiąc, tydzień, dzień to już wszystko co mamy do wykorzystania. I co potem? Co się dzieje z tymi, których zostawiamy za sobą? Jak oni mają potem żyć z tym ciężarem straty, z tym brakiem? Ile takich ciosów jest w stanie przyjąć na siebie człowiek? Bez moralizowania, pouczania, autor nie ofiarowuje złotego środka na tacy, ale subtelnie prowadzi czytelnika przez historię i pozwala spokojnie dojść do odpowiedzi, jakiekolwiek ciężkie i niekomfortowe by one nie były.
O ile dawniej czułem się pewnie z samym sobą, o tyle teraz bywały chwile, w których na widok przytłumionego światła wieczorem w mrocznym korytarzu albo drzew rzucających posępny cień na okolicę nagle coś się we mnie zamykało. To, że znajdowałem się na planecie pędzącej z nieprawdopodobną prędkością przez wszechświat, wydawało mi się równie przerażające jak nowa, wytrącająca z równowagi myśl, że śmierć jest nieunikniona. Moje strachy rosły, przypominały powiększającą się rysę. Zacząłem bać się ciemności, śmierci, wieczności. Myśli te wbijały kolce w moje serce (...).Jestem świadoma, że nie jest to najlepsza i najgenialniejsza książka na świecie, i może nie każdy powinien ją przeczytać i na pewno nie do każdego trafi ze swoją historią i przekazem. Ale jest to jednocześnie książka, która skradła moje serce. Książka, która ma ogromną szansę stać się książką mojego życia. Książka, do której będę wracać. Książka, w której mam oznaczone z kilkadziesiąt cytatów, do których chcę często zaglądać. Książka o sile miłości, przyjaźni, rodzinie, o tym czy można pogodzić się ze stratą najbliższych, jak zaakceptować śmierć, bo czy chcemy czy nie, jest ona nieunikniona i wpisana w krajobraz życia każdego z nas, i musimy mieć tego świadomość. Tym właśnie wszystkim jest dla mnie "Koniec samotności" Benedicta Wellsa i zachęcam do zapoznania się z nią, aby przynajmniej wyrobić sobie własne zdanie na jej temat, a kto wie, może i Wam przypadnie tak bardzo do serca jak to było w moim przypadku.
Koniec samotności, Benedict Wells, wyd.Muza, 2017, tytuł oryg. Vom Ende der Einsamkeit, przekład: Victor Grotowicz, 384 strony |