czwartek, 10 maja 2018

ŚMIERĆ W CHATEAU BREMONT, M.L. Longworth



Szczęśliwi ludzie przesiadują w kawiarniach i piją kawę*, parafrazując tytuł bestsellera autorstwa innej francuskiej autorki sprzed kilku lat. Chociaż jak się okaże po lekturze książki, nie tylko kawę, są także duże ilości wina, przegryzane serami, stekami lub innymi smakołykami, a gdzieś w tle pomiędzy jedną kawą a drugą pada trup i zaczyna toczyć się śledztwo. Wszystko to w niezwykle malowniczym miejscu, prawdziwym raju na ziemi - w Aix-en-Provence. Tutaj, gdzie pola usłane są lawendą, gdzie z jednej strony czuć bliskość Lazurowego Wybrzeża, a z drugiej czają się majestatyczne Alpy, dochodzi do zbrodni, która jest jednak równie niebanalna jak i cały ten region.

Oto bowiem z okna rodzinnego zamku, nie, nie, przepraszam, z okna chateau, wypada szlachcic Etienne de Bremont i ginie na miejscu. Miasto huczy od plotek. Śledztwo w sprawie tej zagadkowej śmierci prowadzi główny sędzia w Aix, Antoine Verlaque, który prosi o pomoc swoją dawną miłość, profesor prawa na miejscowym uniwersytecie, Marine Bonnet. Marine jest dawną przyjaciółką Bremontów, znają się od dzieciństwa, posiadane przez nią informacje i zachowane wspomnienia o ofierze pozwalają dochodzeniu, przynajmniej początkowo,toczyć się we właściwym kierunku, z czasem jednak na jaw wychodzą różne sekrety szlacheckiej rodziny, a w sprawę zaangażowana będzie nawet mafia...

Całkiem zgrabnie zarysowany wątek kryminalny nie jest jednak tym na czym skupia się fabuła. Poszukiwanie motywu i mordercy jest jakby zepchnięte na drugi plan, bo oto na pierwszy wysuwa się związek/nie związek głównych bohaterów. Zbrodnia staje się pretekstem do ponownego spotkania sędziego i pani profesor, niegdyś połączonych uczuciem, które, jak się dość prędko okazuje, nie do końca wygasło. I tak oto aż do samego końca czytelnik będzie zadawał sobie pytanie: zejdą się czy nie zejdą? Chyba że znajdzie się taki, który tak jak ja nie znosi rozbudowanych wątków miłosnych, wtedy ten akurat czytelnik będzie chciał, żeby bohaterowie skończyli się wygłupiać i wzięli się poważnie za śledztwo, bo tego oczekuje od książki, która miała być kryminałem...

A gdyby jeszcze miłosne podchody nie były wystarczającym spowalniaczem, to wszystko skąpane w obitych ilościach Beaujolais czy co tam aktualnie popijają. Albo jedzą. Na podstawie postaci wykreowanych przez autorkę, Brytyjkę mieszkającą od kilkunastu lat we Francji, wyłania się dość ciekawy obraz Francuzów, przynajmniej tych pochodzących z Aix i okolic. Sybarytyzm. Życie bez zbędnego pośpiechu, bez niepotrzebnego stresu (morderca nie zając, nie ucieknie), za to zdecydowanie korzystając z dobrodziejstw tego świata, czyli dobrego jedzenia, wina, cygar i miłości. Skoro wiadomo, że każdego czeka odejście z ziemskiego padołu, czemu nie spędzić czasu, jak nam jest tu dany w jak najlepszy sposób?

Przyniesiono im główne dania i Paulik z powątpiewaniem spojrzał na swoje. Risotto ułożono w wysoką stertę, artystycznie poprzetykaną różnymi rodzajami smażonych mięs, a pędy szparagów sterczały ku niebu. 
- Dużo tego - powiedział tylko i zabrał się do jedzenia. Nie lubił, gdy posiłek przypominał raczej rzeźbę. Pstrąg Verlaque'a był idealnie przyrządzonym i podany z małymi ziemniaczkami i podsmażanym koprem włoskim.
Paulik w pierwszej kolejności zabrał się do szparagów, na które w Prowansji był akurat sezon. Upieczono je na oliwce z czosnkiem i mnóstwem soli i pieprzu, dokładnie tak, jak przyrządzała je w domu Hélène.
- Spróbuj tego - powiedział komisarz, nakładając widelcem risotto z mięsem na talerz Verlaque'a. - Odparowali sok z mięsa i użyli różnych rodzajów. Wydaje mi się, że to podsmażone figatelli z Korsyki.
- Zgadza się, figatelli, i to wyśmienite. A co powiesz o winie?
- Wyborne.
- A o restauracji?
- W porządku na późny lunch, ale prawdziwym testem jest zawsze sobotni wieczór, gdy panuje największy ruch - odparł Paulik.
Jedli dalej, rozmawiając o innej sprawie - serii włamań w centrum Aix, których sprawców dopiero co schwytano. Obaj zrezygnowali z deseru i napili się espresso.**

Nie przeczę jednak, że francuskie niespieszne śledztwo może stać się przyjemną alternatywą dla skandynawskiego chłodu kryminałów, po które tak często sięgamy, no a przecież dobrze jest sobie czasami urozmaicić czytelnicze eskapady zaglądając do książek z różnych krajów. W obliczu przyjemnego wiosennego ciepła, takiego, które daje już przedsmak lata, warto przenieść się do cudownej Prowansji i tam razem z bohaterami leniwie popijać espresso, przy okazji rozwiązując tajemnicę pewnego morderstwa. Warto zagłębić się w tę historię i przekonać się na własnej skórze, czy pasuje nam taka atmosfera, warto dać jej szansę, bo a nuż nam się spodoba, zwłaszcza, że niebawem premiera drugiej części przygód bohaterów, dzięki której będziemy mogli jeszcze trochę zabawić w tym pięknym rejonie Francji.

* Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę, A

 A mowa o...
Śmierć w Chateau Bremont, M.L. Longworth, wyd. Smak Słowa, 15 marca 2018, tyt. oryg. Death at the Chateau Bremont, przekład: Anna Krochmal, 340 stron

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz