poniedziałek, 29 stycznia 2018

TAMTE DNI, TAMTE NOCE, Andre Aciman


Zabieram Was dzisiaj w podróż. Zostawiamy szarą, brudną polską zimę (chyba że jesteście tymi szczęśliwcami, którym dopisuje piękna, bieluchna jej odmiana, ale Wy też chodźcie ze mną) i wybieramy się do gorących, rozgrzanych letnim słońcem Włoch. Brzmi dobrze, prawda? Będzie jeszcze ciekawiej, bo czeka nas nie tylko zmiana pogody, ale i datownika, cofniemy się bowiem w czasie aż do połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w takich bowiem okolicznościach rozgrywają się najważniejsze wydarzenia książki Andre Acimana "Tamte dni, tamte noce".

Siedemnastoletni Elio spędza spokojne, przyjemne wakacje wraz z rodzicami w letniej posiadłości na północy Włoch, ta beztroska kończy się jednak, gdy w ich domu pojawia się letnik, Oliver, amerykański student-stypendysta, aby spędzić lato na konsultacjach u ojca chłopaka, będącego wykładowcą na uniwersytecie. Przybycie Amerykanina dosłownie wywraca życie nastolatka do góry nogami, bowiem musi oddać swój pokój gościowi, co wzbudza w nim uczucie sprzeciwu. Jednak początkowa niechęć dość prędko przeobraża się w fascynację mężczyzną, którą Elio usiłuje maskować udawaną obojętnością. Z czasem skrywana namiętność przybiera na sile i chłopak nie jest w stanie dłużej ukrywać swoich uczuć, postanawia więc zaryzykować i wyznaje prawdę Oliverowi...

Ogólnie rzecz biorąc, nie jestem fanką romansu, na wszelkie historie miłosne reaguję alergicznie, więc dla mnie samej zaskoczeniem jest jak bardzo przypadła mi do gustu ta opowieść. Podejrzewam, że w dużej mierze jest to zasługa pięknego języka, którym posługuje się autor, znakomicie oddającego wszelkie niuanse budzącego się uczucia, niepewność, obawę przed odrzuceniem, niecierpliwe wyczekiwanie następnego ruchu ze strony ukochanej osoby . Plastyczne opisy, zarówno magicznych Włoch, jak i przeżyć wewnętrznych głównego bohatera, naprawdę mnie porwały. Im dalej zagłębiałam się w tę historię, tym bardziej zachwycona byłam, bo autor dokonał niewiarygodnej rzeczy - sprawił, że nie tylko współodczuwałam z bohaterami ich przeżycia, ale byłam w stanie przywołać wszystkie te moje pierwsze uniesienia miłosne, wszystkie moje upalne lata i mroźne zimy, uczucia i ludzi, którzy kiedyś zaprzątali mi głowę, spędzali sen z powiek. Wszystko to bez krzty patosu czy fałszu, bez niepotrzebnego nadęcia.

Co mnie jeszcze zachwyciło w "Tamte dni, tamte noce"? Uniwersalność tej historii. Może i bohaterami są dwaj mężczyźni, może i wchodzą w związek homoseksualny, ale wcale nie czuć tego w tekście. Poszczególne etapy, które pokonują, aby w końcu stać się parą, wszelkie drobne gesty, zauroczenie, które przekształca się w głębsze uczucie, fascynacja ciałem i duszą drugiej osoby, śledzenie każdego jej gestu, ekscytacja wobec faktu, że kochamy kogoś, kto nas rozumie nas lepiej od nas samych, to wszystko jest naturalne dla natury ludzkiej, niezależnie od płci. Zresztą ta uniwersalność, lub też może precyzyjniej, miłość ponad płcią, jest sugerowana przez autora wielokrotnie w książce - czy to przez nawiązania do kultury antycznej, czy to przez związki z kobietami, w które zaangażowani byli obaj bohaterowie, czy też wreszcie, najdobitniej, poprzez doświadczenia ich znajomego poety, który opowiada o swoim pobycie w Tajlandii, gdzie na każdym kroku oferowano mu miłość, a nikomu nie przeszkadzała jego płeć, nie była ona żadną przeszkodą, gdy pojawiała się możliwość ofiarowania siebie drugiej osobie. Autor wyraźnie stawia na związek będący jednością dusz i ciał, miłość czystą, wyuzdaną i nienasyconą, ale jednocześnie niewinną.

Jedno, do czego chcę się przyczepić, rzecz, która najbardziej drażniła mnie w całej książce to jej...polski tytuł. Oryginalne "Call Me By Your Name", będące cytatem podsumowującym niejako istotę związku dwóch bohaterów książki, ich subtelność i zaangażowanie, zastąpiono zwrotem, który osobie niezaznajomionej z treścią może sugerować zwykłą historię letniej miłostki rodem z tzw. literatury kobiecej. Zabieg ten jest zasługą dystrybutora filmu - polska premiera w kinie 26 stycznia - zatem wydawca musiał się dostosować, rozumiem, ale będąc już po przeczytaniu książki, drażni on moje wrażliwe oczy. Bo jedno jest pewne, pogardliwe nazywanie jej czytadłem jest, moim zdaniem, bardzo krzywdzące, znaczy to bowiem, że można postawić książkę Acimana na tej samej półce co dzieła takiej Coleen Hoover czy jej podobnych autorek. Otóż nie, nie można.

Gdzie zatem na skali ciężaru gatunkowego znajdzie się książka, jaki będzie werdykt: czytadło czy rzecz z wyższej półki? A co, gdybyśmy się spotkali...pośrodku? Wydaje mi się, że zarówno czytelnicy prozy lekkiej i niewymagającej, jak i ci, którzy sięgają wyłącznie po ambitne dzieła wybitnych prozaików, często zapominają, że możliwy jest kompromis, i że taki kompromis w literaturze występuje - może nie w polskiej, ale z pewnością w tej światowej. I myślę, że właśnie w tym przypadku możemy mówić właśnie o literaturze środka, czyli gdy spojrzymy na tę książkę jako na historię wakacyjnego romansu z przesłaniem, powinna ona przypaść do gustu miłośnikom właśnie tego gatunku, a jednocześnie piękny literacki język i liczne odniesienia do kultury mają szansę obłaskawić tego bardziej wymagającego czytelnika.

Dla mnie z pewnością będzie to jedna z ważniejszych książek tego roku. Czas pokaże, czy będzie również i jedną z książek mojego życia, na chwilą obecną z pewnością do takiej aspiruje. Najchętniej kazałabym wszystkim ją przeczytać, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdemu przypadnie do gustu - w dodatku jeśli nie lubicie scen seksu, tym bardziej gejowskiego, a takie tutaj są i to dość bezpruderyjne, może jednak nie sięgajcie po tę książkę. Miłośnicy brzoskwiń też powinni przemyśleć jej przeczytanie, może się bowiem okazać, że już nie będziecie patrzeć na te owoce w ten sam sposób, wink, wink. Jeśli jednak macie otwarty umysł i garść wspomnień o pierwszych intensywnych uczuciach i doznaniach schowanych gdzieś w zakamarkach pamięci, które do których wracacie z rozrzewnieniem, lub po prostu chcecie dać się uwieść książce, "Tamte dni, tamte noce" nie powinny Was rozczarować.


A mowa o...
Tamte dni, tamte noce, Andre Aciman, wyd. Poradnia K, 12 stycznia 2018r., tyt. oryg. Call Me By Your Name, przekład: Tomasz Bieroń, 300 stron

I jeszcze jedną chwilę spędźmy w rozgrzanych letnim słońcem Włoszech:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz